Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/970

Ta strona została przepisana.

— Nazywała się więc? — Elizą Perrin.
— Pod tem nazwiskiem inne się kryło.
— Inne? — powtórzyła Łucya ze zdumieniem.
— Tak, pani. Potrzeba ci będzie udać się do prefektury policyi... tam tylko odnaleźć będziesz mogła wierną swą przyjaciółkę.
— Pan mnie przerażasz! — zawołało dziewczę, zrywając się z miejsca. — Miałażby matka Eliza rzeczywiście popełnić jaką zbrodnię?
— Nie wiem tego, lecz mogę panią upewnić, że Eliza Perrin pod innem nazwiskiem została skazaną na dożywotnio więzienie. Uciekła ona z więzienia centralnego w Clermont i nazywa się rzeczywiście Joanną Fortier.
Łucya zachwiała się i zbladła.
— Joanną Fortier? — wyjąkała stłumionym głosem; — pan powiedziałeś, że ona nazywa się Joanną Fortier?...
— Tak, pani.
Dziewczę wydało okrzyk rozpaczy.
— Moja matka! — wołała, załamując ręce. — Ona więc jest moją matką... moją matką niesłusznie skazaną... Lucyan mi to niegdyś powiedział... matką, cierpiącą za zbrodnie drugiego! Ach! otóż wiem teraz, dlaczego ją tak kochałam!... Rozumiem teraz te jej tkliwe starania... jej niewyczerpaną dla siebie miłość! Och! moja matko... moja ty biedna, ukochana matko!... i znów cię pochwycili nanowo i uwięzili... i nie zobaczę cię więcej! Ależ to straszne, panie, to przerażające! — dodała, zwracając się do Jerzego. — Musi przecież istnieć jaki sposób ujawnienia ojej niewinności w tych zbrodniach, jakiś środek jej ocalenia! Panie! pan jesteś adwokatem... człowiekiem, pełnym uczuć szlachetnych... widzę to, bo oczy twoje napełniają się łzami... panie, błagam cię na kolanach, ocal mą matkę!
Nagle otwarły się drzwi gabinetu. Edmund Castel, Lucyan i Raul w progu się ukazali.