Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/972

Ta strona została przepisana.

— Ach! drogi opiekunie... — rzekł Jerzy, wzruszony łkaniem dziewczyny! — jesteś bezlitosnym! Spójrz na jej łzy... Dlaczego każesz mi wobec niej czytać ten list?
— Mam ważne powody, ażeby ów papier został odczytanym w jej obecności — odrzekł artysta... Chcę, ażeby słyszała to wszystko, ponieważ żywię dla niej wiele szczerego współczucia, chcę ją uczynić szczęśliwą, mimo, iż chwilowo wyrazy listu boleść jej sprawią. Czytaj więc, proszę, dalej.
„Joanna Fortier — czytał Jerzy — zaprzysięgła mi na życie swojego dziecka, iż była niewinną w tych zbrodniach. Prawda, jaśniejąca w jej spojrzeniu, w dźwięku głosu, w wyrazie twarzy, stwierdzała przysięgę nieszczęśliwej. Uwierzyłem jej i wierzę do obecnej chwili niezachwianie.
— Och! zacne serce... — szepnęła Łucya.
— Wzniosła dusza! — dodał Lucyan Labroue.
— Czytaj! — rzekł Edmund powtórnie.
Jerzy ciągnął dalej:
„Cóż jednak mogłem uczynić, przeciw tylu dowodom, jakie zdawały się nie ulegać zaprzeczeniu? Nic... nic... niestety! Sprawiedliwość ludzka iść musi swym torem. Joanna Fortier, uznana za winną na wszystkich trzech punktach oskarżenia, skazaną została na dożywotnie więzienie.“
Łucya ukryła twarz w dłoniach.
— O! biedna matko!... — szeptała — niewinna, a tak ciężko osądzona... Biedna moja matko!
Jerzy czytał:
„Mimo tylu przygniatających dowodów i wyroku, wydanego przez zgromadzenie sędziów, nie zmieniłem mojego przekonania. Dla mnie Joanna Fortier pozostała męczennicą, ofiarą błędu sądzących.
„Chcąc wynagrodzić, o ile było w mej mocy, tę ludzką niesprawiedliwość, doradziłem mej siostrze, aby przyjęła za własne dziecię, syna Joanny Fortier.
„Uczyniła to i przy akcie adoptacyi nadała mu nazwisko Jerzego Darier.