Na te słowa zdawało się młodemu adwokatowi, jak gdyby ciemna zasłona, pokrywająca jego wzrok, nagle ustąpiła. Wszystkie wspomnienia jego lat młodocianych ożyły, błysnąwszy mu jasno w umyśle.
— Ach! — zawołał, ukrywając czoło w rękach. Zagasłe światło promienieje nanowo... Przypominani sobie... wszystko przypominam! Z tym to konikiem bawiłem się w podwórzu wielkiej fabryki, którą później w pewną noc ciemną, ujrzałem w płomieniach. Ów konik został rozdartym przez całą długość, szpara się utworzyła; by zapełnić takową, wkładałem w jego wnętrze wszystko, co mi natenczas wpadło pod rękę. Zabrałem ten list i wraz z innemi gałgankami wsunąłem go w głąb konika, A moja biedna matka szukała go napróżno!... i z braku tego dowodu została niewinnie zawyrokowaną! Niestety... ów dowód przybywa zapóźno! Jakób Garaud nie będzie mógł przyznać, iż on kreślił powyższe wyrazy... ponieważ umarł i to oddawna zapewne!
— Jakób Garaud żyje! — odparł artysta.
— Żyje?!
— Tak... jest dziś bogatym, szczęśliwym, powszechnie poważanym, a ukrywa się pod dobrze nam znanem nazwiskiem... Jest to Paweł Harmant!
— Harmant?! — powtórzyli Łucya i Labroue z zdumieniem.
— Tak... Paweł Harmant, który chciał Łucyę zamordować... Paweł Harmant, który zadenuncyował do policyi Joannę Fortier, po nieudanym zabójstwie skutkiem zrzucenia na nią rusztowania.
— Ach! zbrodniarz!... nędznik! — Lecz jestżeś pewnym, opiekunie, tego, o czem mówisz? — pytał Jerzy.
— Niezachwianie pewnym! Paweł Harmant umarł w szpitalu w Genewie, przed dwudziestu pięciu laty.
— Masz na to dowód?
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/974
Ta strona została przepisana.