da swojego wspólnika... a wtedy dowiedzą się wszyscy, że zostałam niesłusznie osądzoną i wrócą mi wolność. Będę znów mogła widywać mą córkę, mą Łucyę ukochaną!
— Lecz jeśli Jakób Garaud — zaczęła po krótkiej zadumie — jeśli ten nędznik uwiadomiony o tem co go czeka, umknie przed ręką sprawiedliwości? Jeśli ów zbrodniarz, ten jego wspólnik, który mnie chciał zabić przed kilkoma dniami, a dziś upoić, by zmusić mnie tem do oskarżenia się samej, jeśli nie został on przytrzymanym, lub odwołał to co powiedział, gdzież znajdę dowody do uniewinnienia siebie? Choćbym wołała z całych piersi: On jest Jakóbem Garowi on mi odpowie: Kłamiesz! ja jestem Pawłem Harmant! A wtedy z pewnością nie mnie to nieszczęśliwej, zbiegłej z więzienia, lecz jemu uwierzą! Tak, jemu uwierzą... temu nikczemnikowi, zajmującemu dziś tak wysokie stanowisko, jemu... milionerowi! Boże!.. miej litość nademną!.. — z płaczem wołała — nie opuszczaj mnie!.. Ześlij mi pomoc i radę!
Dwaj miejscy strażnicy obserwowali ją zdała od kilku minut. Zbliżywszy się niepostrzeni, jeden z nich położył rękę na ramieniu Joanny.
Roznosicielka zadrżała, a spostrzegłszy mundury straży miejskiej, szybko zerwała się z miejsca.
— Co tobie, biedna kobieto?... Czy jesteś słabą? — pytał z nich pierwszy.
Po sposobie, w jaki powyższe słowa wymówionemi zostały, poznała Joanna, że oni nie wiedzą, kto ona jest, lecz zrozumiała jednocześnie, iż potrzeba im natychmiast odpowiedzieć, aby nie ściągnąć na siebie podejrzenia.
— Ciężkie zmartwienie dotknęło mnie; panie... — odpowiedziała.
— Lecz mimo te trzeba, abyś wróciła do mieszkania...
— Pójdę zaraz.
— Przejdź się nieco... staraj się użyć ruchu, powietrza... to ci dobrze zrobi.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/981
Ta strona została przepisana.