I zwróciła się na drogę wiodącą do Paryża.
Nieszczęśliwa kobieta powzięła straszne, nieodwołalne postanowienie.
W godzinę później zadzwoniła do bramy pałacu milionera.
∗
∗ ∗ |
Od chwili, w której pozostawiliśmy Harmanta w jego gabinecie pracy, nie zmienił on swej ponurej i przygnębionej troską fizyognomii. Jego umysł był bezprzestannie wichrzonym wspomnieniami strasznej przeszłości. Jednocześnie myśl o przyszłości przygniatała go niewypowiedzianie. Nie zostałaż bowiem ta przyszłość wskazaną mu jasno przez córkę, w owym śnie przerażającym, który był tyle podobnym do jego własnych marzeń tej nocy? W tym śnie, którego każdy szczegół wywierał na nim wrażenie dźwięków dzwonu pogrzebowego... w tym śnie, który ją prowadził do ostatniego punktu ojcowskiego życia, ukazawszy jej jego trupa bez głowy?
Lekkie puknięcie do drzwi, wyrwało przemysłowca z jego ponurych rozmyślań.
Zerwał się, oznajmiając, iż wejść można.
Kamerdyner ukazał się w progu.
— Co żądasz? — zapytał Harmant drżącym zlekka głosem.
— Jakaś kobieta w podeszłym wieku chce widzieć się z panem... Wraca jak mówi z Courbevoie, dokąd chodziła w nadziei, iż pana tam zastać będzie mogła.
— Cóż chce ta kobieta?
— Mówi, że tylko panu samemu może wyjawić w jakim celu przychodzi.
— Wymieniła swoje nazwisko?
— Nie, powiedziała tylko, że przybywa od pana Owidyusza....
Usłyszawszy to imię, Harmant zmieszał się widocznie.