— Jakto... ty... ty pytać mnie śmiesz o to? — wołała roznosicielka, rozjątrzona bezczelnością Harmanta. — Czyż dotąd nie zrozumiałeś, że zdarłam ci maskę, pod którą kryjesz się od tak dawna?
Przemysłowiec wzruszył ramionami.
— Szalona! — wyszepnął.
— Szalona? — powtórzyła Joanna — tak... przez lat sześć byłam obłąkaną, lecz Bóg dobrotliwy powrócił mi zmysły, abym nareszcie osiągnęła cel zamierzony choć w ostatku życia. Pytasz po co tu przyszłam? Przyszłam, ażeby zażądać rachunku za to, co wycierpiałam przez dwadzieścia jeden lat... rachunku od ciebie, Jakóbie Garaud!
Milioner powtórnie wzruszył ramionami.
— Jakóbie Garaud? — powtórzył, udając zdziwienie. Co znaczy to nazwisko?
— Nazwisko to jest twoim.
— Cały świat wie, że się nazywam Paweł Harmant.
— A ja przekonam świat cały, że się nazywasz Jakóbem Garaud!
— Powtarzam ci, że jesteś szaloną, Elizo Perrin!
— Ja nie jestem Elizą Perrin... Nazywam się Joanną Fortier... ty dobrze wiesz o tem. Dość tych komedyj! Poznałeś mnie u adwokata Jerzego Darier!.. Jestem Joanną Fortier... twoją ofiarą!.. Joanną Fortier, skazami za twoje zbrodnie!
— Jedno słowo więcej... a zadzwonię i każę cię ztąd wypędzić — zawołał Garaud w uniesieniu.
— Dzwoń więc... nędzniku! Jeśli zadzwonisz, nadejdą... a wtedy powiem twej służbie kim ja jestem i kim ty jesteś!
— Milcz!
— Nie! milczeć nie będę, nie!.. Po twojej i twego wspólnika denuncyacyi, szukają mnie i śledzą. Przyszłam do ciebie, ażeby policya razem nas oboje zabrała. Zostawszy przyaresztowanym, będziesz musiał przyznać, żeś ty jest sprawcą
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/986
Ta strona została przepisana.