— Dlaczego dzwonić mi nie pozwalasz?
— Ja ci odpowiem na to — rzekła Joanna. — On nie chce, ażeby służący dowiedzieli się, że Paweł Harmant, milioner, jest Jakóbem Garaud, złodziejem, podpalaczem, mordercą.
— Milcz nieszczęśliwa... milcz! — krzyknął, chwiejąc się przemysłowiec.
Joanna nie zważając na to, mówiła dalej:
— Po dwudziestu jeden latach ciemni i bezkarności, wie, iż światło błyśnie nareszcie, że sprawiedliwość pochwyci go w swe ręce, lęka się zatem... i drży!
— Milcz! miej litość nad moją córką!..
— A ty... miałżeś litość nademną? — miałżeś ją nad mojemi dziećmi? — mówiła roznosicielka. — Wszak dzięki tobie dowiedziały się one, że matka ich jest zbrodniarką! Chcę zatem, ażeby i twoja córka, którą oszukujesz od dawna, dowiedziała się dziś kim jesteś... Chcę, ażeby wiedziała, że moje jedyne dziecię oddawszy pod nóż mordercy, swego wspólnika, chciałeś zabić następnie doprowadzeniem do rozpaczy.
— Milcz... milcz! — powtarzał Harmant, zsiniały z gniewu, przyskakując ku Joannie z zaciśniętemi pięściami — milcz... albo...
Marya rzuciła się pomiędzy niego a przybyłą, skończyć mu nie dozwalając.
— Ja chcę, ażeby ta kobieta mówiła!.. — zawołała stanowczo. — Wszelka gwałtowność jest tu niewłaściwą; jeśli kłamie, ty jej odpowiesz
Poskromiony iskrzącem i dumnem spojrzeniem swej córki, czując się obok tego zgubionym bez odwołania, Garaud upadł na fotel bezwładnie.
Joanna Fortier mówiła:
— Przed dwudziestu jeden laty ten człowiek popełnił trzy zbrodnie, ukradł, podpalił i zamordował, dołączywszy do nich najnikczemniejszą ze wszystkich być może, gdyż kazał uwierzyć w swą śmierć bohaterską, pozwoliwszy,