Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/989

Ta strona została przepisana.

by mnie osądzono za jego własne występki; poczem pokryty krwią swej ofiary, przybrał fałszywe nazwisko i zaślubił twą matkę.
— Milcz... milcz! — krzyknął, zrywając się milioner.
— Przeciwnie... mów! ja tego chcę... — wołała Marya rozkazująco.
— W Ameryce, zrobił wielki majątek — ciągnęła roznosicielka — i przybył używać swych bogactw we Francyi, podczas, gdym ja zwolna konała w więzieniu. Zapragnęłam przed śmiercią zobaczyć me dzieci, z któremi mnie rozłączono w skutek wydanego na mnie za jego zbrodnie wyroku. Uciekłszy z więzienia, zajęłam się ich odszukiwaniem. I on ich szukał zarówno ten nędznik, a los postawił go naprzód w obec syna zamordowanego niegdyś przezeń człowieka... w obec Lucyana Labroue, z którym zaślubić cię postanowił.
Marya wydawszy jęk głuchy, ukryła twarz w dłoniach.
— Lucyan Labroue kochał mą córkę — mówiła dalej Joanna i on aby mu wyrwać z serca tę miłość... ów zbrodniarz, powiedział temu chłopcu z bezczelną odwagą:
Ta, którą kochasz, jest córką nędznicy, która zamordowała twojego ojca!
— To straszne! — wołała Marya, chwiejąc się cała.
— Straszne... nieprawdaż? Otóż, co zrobił ten człowiek... Oto, dlaczego drży przedemną... i dlaczego przed chwilą dzwonić ci nie pozwolił.
— Dalej Jakubie Garaud — wołała zrozpaczona kobieca — stańże naprzeciw mnie i powiedz twej córce, że ja nie kłamię... że ty jesteś złodziejem, mordercą i podpalaczem z Alfortville!
Zbrodniarz zerwał się, a w przystępie wściekłości, skoczywszy ku Joannie, chwycił ją za gardło.
Roznosicielka wydała okrzyk rozpaczy. Marya przerażona uciekła.
Joanna broniła się, usiłując przyzywać pomocy.