— Ha! wpadłaś mi w ręce nareszcie!.. — wołał nikczemnik, zionąc na nią palącym oddechem, jak rozwścieczone zwierzę. — Nikt nie słyszał twojego zeznania... i nikt nie usłyszy cię więcej!.. Ja się nazywam Paweł Harmant, a nie Jakób Garaud. Dowody przeciw mnie nie istnieją... Napadasz mnie... grozisz... bronię się zatem... Umieraj!
I trzymając nieszczęsna za gardło, wpijał coraz głębiej palce w jej szyję, ściskając ją jakby obręczą żelazną.
We wspólnem szamotaniu się popchnął ją ku drzwiom sąsiedniego pokoju, służącego na skład papierów.
Joanna oddychała zaledwie.
Pod naciskiem jej ciała, drzwi źle zamknięte, nagle się otworzyły.
Za otwarciem się ich, nieszczęsna upadła bez życia na podłogę w ciemnym pokoju; palce nędznika się rozsunęły, cofnął się i zaniknął drzwi za sobą, pozostawiając ją leżącą bezwładnie.
W chwili, gdy przyłożył rękę do klamki drzwi zamykając, posłyszał szelest w pobliżu.
Obrócił się dyszący, przestraszony i ujrzał Edmunda Castel wraz z Ducheminem, stojących w progu gabinetu.
— Przeszkadzamy panu być może? — wyrzekł artysta. — Wybacz mą śmiałość... prosiłem kamerdynera by mi pozwolił wejść bez meldowania.
— Owszem... panie Castel... — wyjąknął nędznik, objęty wewnętrznem drżeniem, przysłaniając plecami drzwi, poza któremi znajdowała się leżąca bez życia Joanna... — owszem... witam pana!
— Lecz co panu jest... panie Harmant? — pytał malarz. — Zbladłeś jak marmur... ręce ci drżą... byłżebyś chorym?
— W rzeczy samej... czuję się niedobrze... — odrzekł Garaud, usiłując przybrać spokojność i zapytując zarazem siebie, co znaczą te odwiedziny Edmunda, w towarzystwie nieznanego człowieka.
— Może przywołać służbę?
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/990
Ta strona została przepisana.