— Lecz ta kobieta utrzymywała, że jest niewinny... Twierdziła, iż posiadała dowód, przekonywający o spełnieniu morderstwa przez nadzorcę fabryki.
— Jaki dowód? — List własnoręczny Jakóba Garaud.
— Gdyby istniał ów list, byłaby go dostarczyła sędziom.
— Nie mogła go dostarczyć, mimo, że list istniał.
— To bajka!
— Nie! upewniam pana, to prawda.
— Zkąd pan możesz wiedzieć?
— Wiem z najlepszych źródeł. List ten się odnalazł.
Pomimo całej woli zapanowania nad sobą, Jakub Garaud zadrżał.
— Widzę, iż to pana żywo obchodzi... — rzekł Edmund.
— Wcale nie... zaciekawia mnie tylko... To, o czem pan mówisz jest rzeczą nie do uwierzenia! List, odnaleziony po dwudziestu jeden latach, przyznaj pan, że to nad wyraz ciekawe! Gdzież on się znajdował?... W jakim starym sprzęcie...
czy butelce.
— W małym, tekturowym koniku.
Harmant zacisnął usta i zbladł.
— Ów konik, była to zabawka, dana małemu synowi Joanny Fortier. przez Jakóba Garaud.
— Ależ to romans, panie, z książki wyjęty... — zaśmiał się z przymusem przemysłowiec — historya nieprawdopodobna! Pozwolisz więc, że w nią nie uwierzę!
— Nie uwierzysz pan?
— Nie... nigdy... na honor!
— Otóż ten list... — rzekł Edmund, dobywając go z kieszeni. — Chceszże pan bym ci go odczytał?
Jakób Garaud wstał z krzesła.
— Lecz cóż to wszystko może mnie obchodzić, panie Castel? — zapytał drżącym zlekka głosem.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/994
Ta strona została przepisana.