Fortier, śmiertelnie blada, z krwawemi na szyi plamami, ukazała się, mówiąc:
— Niechaj ten człowiek doda do swych zeznań, że chciał mnie przed godziną udusić własnemi rękoma.
Na widok tej kobiety Edmund z Raulem wydali okrzyk zdziwienia, Marya cofnęła się z przerażeniem. Jakób Garaud zdawał się być w statuę zmienionym, wielkie krople potu spływały mu po czole i twarzy. Marya, przystąpiwszy do biurka, położyła rękę na papierze.
— Napisz to, ojcze! — wyrzekła rozkazująco.
Jakób Garaud nakreślił trzy wiersze.
— A teraz podpisz.
Nędznik podpisał.
Marya, wziąwszy papier, podała go Joannie, mówiąc:
— Oto masz pani swoje uniewinnienie...
Następnie, zwróciwszy się ku ojcu, dodała:
— Niech ci Bóg przebaczy... Szczęściem, że wkrótce umrę...
I oddaliła się wolnym krokiem, jak przyszła.
Parę minut upłynęło w milczeniu, pośród którego słychać było jedynie przyśpieszony oddech milionera, schylonego nad biurkiem, z głową w dłoniach ukrytą.
Nagle dał się słyszeć odgłos kroków, jakoby kilku osób od strony salonu, przytykającego do gabinetu pracy przemysłowca i Łucya z Jerzym Darier i Lucyanem Labroue, oraz sędzia śledczy wraz z naczelnikiem policyi i agentami, prowadzącemi Owidyusza Soliveau we drzwiach się ukazali.
— Matko!.. ach moja matko! — wołało dziewczę, rzucając siew objęcia Joanny.
Naczelnik policyi, przystąpiwszy do byłego nadzorcy z Alfortville, położył mu rękę na ramieniu, mówiąc:
— W imieniu prawa, aresztuję cię, Jakóbie Garaud!
— Ha! cóż mój stary? — wyrzekł Soliveau zwykłym, cynicznym swym tonem — Trzeba się z losem pogodzić... niema
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/998
Ta strona została przepisana.