Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

jej sukcesyi, nie wiedzą jeszcze o moim powrocie i nie wiedzą także, że moja córka nie żyje...
Nic nie ma łatwiejszego, jak sam widzisz, jak przedstawić wszystkim, za własne dziecko to które wybrałem, i nikt w świecie prócz ciebie, nie będzie mógł mi zadać kłamstwa, a twoja przysięga jest rękojmią dotrzymania tajemnicy... Czy masz mi jeszcze co do powiedzenia Piotrze Landry, i czy znajdujesz że mam racyę?...
— Nie, panie, nie mam nic do powiedzenia — szeptał cieśla — nie mam ani jednego zarzutu do zrobienia... wszystko co pan powiedziałeś... plan pana jest prosty i logiczny... powinien się udać... poddaję się... rezygnuję... zabijam się, i przystaję na ofiarę ponieważ od niej zawisło życie i przyszłość Dyonizy...
Achiles Verdier, wziął za ręce Piotra Landry i uścisnął w swoich.
— Mój przyjacielu — powiedział — jesteś uczciwym człowiekiem i dobrym ojcem... szczęście twojego dziecka, będzie twoją nagrodą...
— Ah! panie — wykrzyknął cieśla — ja innego nie pragnę!... Ale trzeba aby Dyoniza była bardzo szczęśliwą, abym był wynagrodzony za moje cierpienia...
— Ona będzie bardzo szczęśliwą, przysięgam ci...
— Bo widzisz pan — zaczął znowu Piotr Landry, z mimowolną gwałtownością — gdybym się kiedykolwiek dowiedział, że jest inaczej, nie wiązałaby mnie więcej przysięga... stałbym się ojcem dla mojej córki, opiekunem, i mścicielom...
Uśmiech ironiczny pokazał się na ustach Achilesa Verdier.