mie domku szwajcarskiego. Okna były zaopatrzone grubemi kratami żelaznemi; drzwi, pomalowane na ciemnozielony kolor, były obite blachą.
Na tych drzwiach czytało się napis z białych liter:
Kassa i bióro zajmowały dół. Kassyer zajmował pierwsze piętro.
Ani mieszkanie pryncypała, ani zakład nie miały odźwiernego. Podmajstrzy mieszkający w jakiejś niby komóreczce będącej w środku podwórza, był obowiązany co rano otwierać bramę, przez którą wchodzili robotnicy do pracy.
Ten podmajstrzy, oprócz tego, był obdarzony zaufaniem. Każdego wieczora, w towarzystwie Plutona (psa buldoga bardzo złego i cały dzień trzymanego na łańcuchu), każdego wieczoru, mówiemy, po wyjściu robotników, uzbrajał się w dubeltówkę i latarnię, obchodził wszystkie galerye i wszystkie kąty zakładu.
Jeżeli wypadkiem, przyszłaby myśl jakiemu złoczyńcy ukryć się w głębi jednego z tych zaułków, o jakich wspominaliśmy wyżej, buldog wiedziony węchem i instynktem, z pewnością znalazłby go, i skoczył mu do gardła.
W zimie, roku 1852, jakiś pijak zabłąkany, bez dachu ale też i bez złych intencyi, znalazł środek dostania się do zakładu, i tam wygodnie rozłożył się pomiędzy dwoma stosami desek, przetrawiał wypite wino i sapał jak lokomotywa.
Pluton, zaledwie spuszczony z łańcucha, dotarł aż do schronienia pijaka, zagłębił w jego ciele swoje straszne