wzruszenia, ani zakłopotania. Często mówiąc do niej potrzebuję wezwać na pomoc całej mojej energi dla uspokojenia głosu... Jej głos, gdy przemawia, nigdy nie drży... Jednakie wiem, że nie jestem jej obojętnym... Zdaje mi się, że mnie szanuje... że raczy mi okazywać trochę braterskiej czy koleżeńskiej przyjaźni... Czy miłość się zrodzi z tego? — Nie wiem... i na pewno, Lucyna daleką jest od uczuć których ja doświadczam...
Mówiłem ci o oziębłości, często źle ukrytej, pana Verdier względem córki, dziwnej, niezrozumiałej, niesprawiedliwej... Jakby w zamian za to, jest w zakładzie szlachetny człowiek, dla którego mam najgłębszy szacunek, najżywszą sympatyę, głównie z przyczyny jego miłości i czułości beż granic, których dowodów dawać nie przestaje pannie Verdier.
Ten zacny człowiek nazywa się Piotr. Może on ma inne nazwisko, ale jest znany tylko pod tem... Wszedł do zakładu przed dziesięcioma laty, a od sześciu lat jest podmajstrzym i prowadzi roboty z takim zapałem, z taką niezmordowaną wytrwałością, iż myślano by, że to są jego własne interesa. Ma pewnie ze sześćdziesiąt lat. Włosy jego są biało jak śnieg, ale zachował nadzwyczajną energię.
Pan Verdier ma do niego wielkie zaufanie, a nawet pewne względy, rzecz dziwna do zrozumienia dla tego kto zna charakter pryncypała...
Piotr jest stanowczy i surowy z robotnikami, nie darowywa im żadnego przewinienia; wymaga od nich pracy usilnej, całkowitej, w zamian za wynagrodzenie jakie pobierają. Nie zamyka oczów na niepunktualność i nie toleruje nieprzyzwoitości; ale ponieważ z jego surowością łączy
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/149
Ta strona została skorygowana.