w swych cudownych pastelach, nie stworzyli delikatniejszej gry kolorów, białego i różowego na policzkach, przebranej za pasterkę margrabiny, albo księżniczki w nimfę przedzierżgniętej.
Jej duże niebieskie oczy, z wyrazem słodkim i badawczym, zdawały się prawie czarne pod cieniem długich hebanowych rzęs... Jej piękne blond włosy, podniesione w grubych warkoczach nad małemi uszkami, wiły się na szyi, w tak ciężkiej masie, iż się zdawało, że ugina się pod ich ciężarem, pełna wdzięku główka Lucyny.
Całą ozdobą, tych bujnych włosów, była niebieska wstążka przewleczona bez pretensyi pomiędzy splotami. Od wstążeczki tej odbijał prześlicznie popielaty równy odcień cudownych jej włosów.
Młoda dziewczyna weszła bardzo prędko, i przybliżyła się do biurka, przy którem kassyer schylony nad masą książek okutych w mosiądz po rogach, pisał.
— Panie Andrzeju — rzekła.
Młody człowiek zerwał się szybko, lekko zarumieniony i zapytał głosem, który byłby z pewnością drżącym, gdyby niebył umyślnie stłumionym.
— Czy mnie pani potrzebuje, panno Lucyno?
— Jest list od ojca — odpowiedziała Lucyna — listonosz co tylko go przyniósł...
— I zapewne — spytał Andrzej — pan Verdier potwierdza nadzieję jaką nam zrobił, swojego blizkiego powrotu?...
— Ojciec mnie zawiadamia, że przybędzie tu jutro, na statku „Tytan.“
— Czy zdrów jest pan Verdier?
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/163
Ta strona została skorygowana.