Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

— Sądzę... nic mi o tem nie pisze... Pan wie, że jak pisze, to w ogólności mówi bardzo mało o sobie... Wreszcie oto jego list, jest on tak dobrze do pana jak do mnie pisany...
De Villers rzucił okiem na papier, który mu podała młoda dziewica.
Achiles Verdier pisał kilka tylko wierszy rozporządzeń w interesie zakładu, i kończył jedną z tych zwyczajnych form zimnej czułości, których zwykle używał.
Andrzej, jak to już wiemy, nie mógł się przyzwyczaić do tej oziębłości. Zapewne na twarzy, zbyt wyraźnie odbiła się myśl jego, gdyż Lucyna rzekła, żywo spuszczając oczy, z widocznem zakłopotaniem.
— Poczciwy i dobry ojciec, on tak zajęty... tak pochłonięty interesami, że zaledwie pozostaje mu dosyć czasu na kochanie córki, a przynajmniej na powiedzenie jej tego; bo w głębi serca... jestem tego zupełnie pewną, kocha mnie on bardzo i jego serce w zupełności należy do mnie...
— Jakżeby mogło być inaczej, panno Lucyno? — wykrzyknął Andrzej prawie mimowoli — jakżeby pan Verdier mógł pani nie kochać, nie uwielbiać!
Lucyna nie spostrzegła wcale z jakiem uniesieniem i zapałem, mówił to pan de Villers, ale zmieniając przedmiot rozmowy zapytała.
— To jutro dzień wypłaty?...
— Tak, pani...
Cy jesteśmy sami w możności odpowiedzieć zobowiązaniom, czy też potrzebujemy pomocy bankiera, mojego ojca?