Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

— Co się stało? — spytali na raz Lucyna i Andrzej.
— Mój mąż... mój biedny mąż...
— Cóż takiego, co się stało?!
— Złamał nogę...
— Kiedyż to?
— Przed chwilą...
— Gdzie?
— W domu naszym!... Ah! biedny poczciwy stary!... spadł ze schodów z samej góry na dół w chwili gdy miał wychodzić na miasto dla zainkasowania pieniędzy... Oto są wszystkie pańskie papiery, które odsyła... niech je pan przejrzy... nic nie brakuje... to go tak niepokoiło, że o mało nie oszalał!... Powiedział mi: „Żono, weź portefel i idź jaknajprędzej do zakładu, do pana Andrzeja...” Przez całą drogę biegłam, i oto jestem...
Małgorzata badana przez Lucynę, wpadła w nieskończone opowiadanie, którego powtarzać nie będziemy. Młoda dziewczyna, po wysłuchaniu pożegnała ją, jeżeli nie pocieszoną, to przynajmniej uspokojoną. Odeszła unosząc znaczną sumkę pieniędzy, list do jednego pierwszorzędnych chirurgów paryzkich, i nakoniec obietnicą, że w ciągu dnia, panna Verdier odwiedzi nieszczęśliwego inkasenta.
— Ten wypadek jest podwójnie nieszczęśliwym!... — rzekła panna Lucyna po wyjściu Małgorzaty — nieszczęśliwy sam przez się... i nieszczęśliwy, że się zdarzył dziś... Kimże my zastąpiemy Thibauta?...
— Nie ma wcale kłopotu, panno Lucyno — odpowiedział de Villers. — Pójdę sam, zainkasuję weksle i rachunki...