W chwili gdy wybiło wpół do jedenastej, pani Blanchet wyszła z głównego korpusu budynku i udała się do biura.
Wdowa po poruczniku straży, była typem prawdziwie mieszczańskim, istotnym „Prudhommem” w spódnicy. Miała kark gruby, głos uroczysty, i frazeologię pretensyonalnio nadętą, sławnego wzoru mieszczanina unieśmiertelnionego przez Henryka Monier.
Prostota wydyła się jej wstrętną, egzaltacyę brała za stynkcyę, i wszystko co nie było wymuszone i wyszukane wydawało jej się gminnem i pogardy godnem.
Pani Blanchet, wzdęta aspiracyami do wyżyn społecznych, uważała się za zapoznaną, i wierząc silnie w swoje własne przymioty, nie myślała aby było możliwem posunąć dalej niż ona umiejętność życia i zachowania się w towarzystwie.
Te jej niezliczone śmieszności, rozmiarów nie pospolitych, bawiły niekiedy Lucynę, ale najczęściej męczyły ją.
Pani ta weszła majestatycznie do biura i rzekła do młodej panienki.
— Godzina w której masz pani zwyczaj panno Lucyno przyjmować pożywienie ranne i codzienne, wybiła. Potrawy są na stole, a ja objawiłam służącej moje postanowienie, iż się sama podejmuję uwiadomić o tem panią. Może pani zechce odłożyć na stronę robotę i poświęcić kilka chwil pracy odżywiania?
Lucyna podniosła głowę, i zwróciła na panią Blanchet spojrzenie czyste i wesołe.
— Zdaje mi się moja droga pani Blanchet — zauważyła — że mi poprostu oznajmiasz iż śniadanie podane...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/179
Ta strona została skorygowana.