swych marzeń bezzasadnych, oraz wstrzymaj się od szalonych porywów elokwencyi o panu Andrzeju de Villers i panu Albercie Maugiron. Ani jeden ani drugi nie myśli o mnie... Uczucia, które im przypisujesz, istnieją tylko w pani bujnej wyobraźni, i ja nie życzę sobie, zechciej mnie pani zrozumieć, nie życzę sobie abyś mi pani kiedykolwiek jeszcze wyrażała swoje zdanie o tych młodych ludziach...
Pani Blanchet, schyliła głowę jak winowajca, który się poddaje swemu losowi.
— Dosyć, pani, to wystarczy... — jęknęła boleśnie — znam moje obowiązki, i będę umiała je spełnić!... Nakazuje mi pani milczenie... będę milczała!... Zachowam w łonie swojem, pod troistą pieczęcią, myśli rozsądne i poważne, które pani nazywasz marzeniami i wybrykami elokwencyi!... Jak się jest u obcych, tak jak ja... jak się je chleb cudzy, tak jak ja, trzeba przyjąć z uległością najokrutniejsze zapoznania i zawody... Trzeba umieć słuchać!... i być posłuszną!...
— A teraz — powiedziała Lucyna uśmiechając się — ponieważ pan de Villers może nie wrócić tak prędko, byłabym zrozpaczoną gdybym naraziła pani żołądek osłabiony przez całodzienne omdlenie, na dłuższe wyczekiwanie... Chodźmy na śniadanie, moja droga pani Blanchet... chodźmy na śniadanie...
— Co do tego, i co do wszystkich innych rzeczy jestem na pani rozkazy.
Lucyna wychyliła się przez okno, i głosem najsłodszym przywołała podmajstrzego.
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/187
Ta strona została skorygowana.