Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/20

Ta strona została skorygowana.

Tak panie Raymond, smutny jestem jak orszak pogrzebowy....
— Może kto w rodzinie waszej jest chory niebezpiecznie?
— Ja niemam żadnej rodziny, panie Raymond. Na całym bożym świecie, mam jedną tylko małą córeczką i Bogu najwyższemu dzięki! moja Dyzia ma się zupełnie dobrze.
— Możeście stracili kogo z najbliższych przyjaciół?
Uśmiech pełen goryczy na ustach Piotra Landry był całą jego odpowiedzią.
— Z przyjaciół — powtórzył — tych nigdy nie miałem...
— Więc cóż za przyczyna smutku waszego?
Cieśla zdawał się namyślać zanim da odpowiedź.
Budowniczy dodał śpiesznie.
— Zwracam waszę uwagę mój Piotrze, że pytam was o to nie przez prostą ciekawość, lecz dlatego jedynie, że polubiłem was i szczerze wam życzę..
— O! ja to wiem dobrze — odpowiedział Landry — dziękuję panu bardzo za jego dla mnie życzliwość, ale cóż robić... niemogę! Smutku mojego przyczyna to troski których wyjawić panu nie mogę...
— Jeżeli tak mój przyjacielu, to odpowiem ci już tylko wprost na pytanie jakieś mi zadał przed, chwilą..... W innych okolicznościch, możebyś mógł sobą rozporządzać dowolnie, ale dziś po tem co się stało przed chwilą, jesteś pod pewnym względem bohaterem dnia, a twoja niewytłomaczona nieobecność zasmuciłaby wielu zacnych ludzi, którzy mają siąść z tobą do stołu!... Nie można żyć