wszedł do biura i wydał krzyk zdziwienia i przestrachu, widząc młodą dziewczynę bladą jeszcze, nawpół leżącą na fotelu, i oddychającą eterem, którym było przesiąkłe powietrze.
Zsiniał i zaledwie miał siłę wyjąkać:
— Panno Lucyno... mój Boże... co się stało?...
— Niech się pan nie niepokoi, kochany panie Andrzeju — odpowiedział żywo Maugiron — nic się nie stało... przynajmniej nic ważnego; panna Verdier doznała żywego wzruszenia, z powodu jednej rzeczy, która jej osobiście nie dotyczyła... jej nerwy silnie naprężyły się... zemdlała... ale na szczęście wszystko się dobrze zakończyło i pan widzi że już róże zdrowia wracają na policzki pani.
— Tak, widzę je, i niech Bogu będą dzięki! — odrzekł kasyer — ale tego żywego wzruszenia jaka była przyczyna?...
Maugiron położył palec na ustach:
— Cicho... sza!... — powiedział potem — zostawmy na boku jak na teraz, ten przedmiot niebezpieczny, opowiem panu później to co sobie życzysz wiedzieć... Panna Verdier potrzebuje pewnie spoczynku... nie trudźmy jej i wyjdźmy ztąd...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/207
Ta strona została skorygowana.