Reszta dnia upłynęła bez żadnego ważnego wypadku którybyśmy mogli zaznaczyć naszym czytelnikom.
Lucyna Verdier — przyszedłszy zupełnie do siebie po rannem zemdleniu — przyszła wieczorem jak zwykle, świeża, różowa, ku wielkiej radości Andrzeja, któremu najmniejsze cierpienie młodej dziewczyny sprawiło boleść przynajmniej dwadzieścia razy większą...
Piotr podmajstrzy dozorował robotników i robót z podwójną gorliwością, bardzo dobrze umotywowaną powrotem pana Verdier.
Nakoniec pani Blanchet, dodała kilka filarów do duchowej kolumnady pomnikowej, jaką w sercu swem łaskawie wzniosła na cześć Maugirona...
Godzina dziewiąta wieczorem wybiła. Noc była ciemna, zanosiło się na burzę. Wielkie chmury, popychane bardzo silnym południowo-zachodnim wiatrem, pędziły w stronę Paryża, obiegały krąg księżyca w półkole, i tworzyły głębokie ciemności wszędzie gdzie światło gazowe nie dochodziło.
To dosyć jest powiedzieć, że zakład z wewnątrz był tak czarny jak wejście do kopalni węgla... Tylko w pawilonie, w pokoju na pierwszem piętrze, przeciw zwycza-