wianek sztucznych kwiatów tak dobrze zrobionych, że można je było wziąć za prawdziwe...
To jeszcze nie wszystko, — jeden przedmiot — zresztą zwykle pomiędzy ludem pobożnie przechowywany, i tu wisiał na ścianie. Był to pod szklannem przykryciem bukiet kwiatów pomarańczowych w jakie stroją się nowożeńcy z klasy gminnej. Bukiet, ten przysłonięty był długim czarnym woalem z przejrzystej gazy. Na pamiątkę taką niepodobna było spojrzeć bez mimowolneego wzruszenia.
Piotr Landry zamknąwszy drzwi za sobą, ukląkł przed tem pudłem szklannem do którego podniósł ręce złożone i zdawał się modlić cicho i gorąco.
Wargi mu drżały, oczy napełniały się łzami, które spływały mu po policzkach jedna po drugiej, a jemu nawet na myśl nie przychodziło ocierać je.
Po kilku minutach podniósł się, otworzył szafę, wyjął ubranie nieco starego kroju, ale z cienkiego sukna i nieposzlakowanej czystości. Ogoliwszy starannie siwawą brodę, i ubrawszy się, pozyskał bardzo dobrą minę i swobodniej nosił tużurek niż inni robotnicy wyświątecznieni. Twarz jego zachowała zwykły wyraz głębokiego smutku.
Zegar sąsiedniej fabryki wybił godzinę trzecią.
— Pójdę zobaczyć Dyzię — wyszeptał Piotr Landry. — Nie pozostanę z nią długo, a przyśpieszywszy kroku, zdążę na Bercy na godzinę oznaczoną... — Równocześnie — dodał zapłacę wdowie Giraud za miesiąc bieżący...
Otworzył napowrót szafę, wyjął pięć sztuk pięciofrankowych, włożył w kieszonkę od kamizelki a opuściwszy swoję izdebkę i dom, przeszedł kanał mostem, który jest przedłużeniem przedmieścia du Temple, i udał się na górę
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/23
Ta strona została skorygowana.