chce uczciwego zarobku szukać wewnątrz mebli bliźniego swego!...
— Więc go mam zostawić bez opieki u Palais-Royal?
— Twoja opieka się skończy wtedy kiedy go już będzie w swoich łapach trzymał Groźny!... Wtedy już nie będzie więcej niebezpieczeństwa... Wrócisz tu a ja ci powiem: Dalej do roboty!...
Podczas tej rozmowy, Andrzej de Villers uszedł kawał drogi: — jednakże latarnie gazowe stojące w odstępach nad portem, oświetlały jeszcze z daleka jego sylwetkę.
Gobert zeskoczył z pokładu statku i puścił się w pogoń za młodym człowiekiem, wzdłuż muru.
Głowa Wiewióra zniknęła, i port stał się znowu spokojny i bezludny.
∗ ∗
∗ |
Około wpoł do jedenastej, burza na którą się zbierało od samego wieczora, wybuchnęła nagle. Błyskawice oślepiające, przeszywały ciemne chmury, rozpostarte nad wielkiem miastem, a huk piorunów, wstrząsał szybami w oknach, tak jakby skrzynie amunicyi, olbrzymiej artyleryi pędzącej galopem, wstrząsały brukiem ulic Paryża... Deszcz jeszcze nie padał.
Podmajstrzy, jak zwykle o zmierzchu dnia, obszedł zakład dokoła niezwłocznie po wyjściu robotników; potem, przed rzuceniem się na tapczan dla użycia spoczynku, przez dwie lub trzy godzin, poszedł zobaczyć Plutona w jego budzie.