— Do Palais-Royal... restauracya „braci Provençaux“...
Dorożka potoczyła się powoli. Gobert usłuchawszy mądrych rad Wiewióra, jak mógł najlepiej, uczepił się z tyłu wehikułu, i uniknął uderzeń batem automedona.
Była punkt dziesiąta w chwili gdy Andrzej de Villers postawił nogę na ziemi wprost wejścia do restauracyi. Gobert, z przezornością żmii, zeskoczył trochę wcześniej...
— Poczekam pięć minut, aby widzieć czy kassyer nie wyjdzie — powiedział sobie — a potem daję nura!... Jest dobry kawał drogi ztąd do portu!... Ale! ba... zafunduję sobie omnibus... Spodziewam się że dobrze wypcham swoje kieszenie tej nocy...
— Pan Maugiron przybył już? — spytał Andrzej służącego w liberyi, który pospieszył otworzyć drzwi.
— Pan Maugiron... gabinet numer szósty... tylko co przyjechał... pan pewnie minął się z jego powozem przy wjeździe — odpowiedział tenże służący.
— Oddaj mu moją kartę.
W minutę później, Maugiron wziął Andrzeja pod ramię i poszedł z niem po schodach wysłanych dywanem.
— Wyborny strój, kochany panie de Villers!... serdecznie panu winszuję! — mówił do niego idąc — ruchy doskonałe!... elegancya i szyk prawdziwie pańskie! Z góry byłem tego pewny, a teraz jestem zachwycony!... Ci panowie już przybyli... czekają na nas... Będziesz miał powodzenie, zdobędziemy pozycyę szturmem.
Maugiron otworzył drzwi małego saloniku, numer szósty i puszczając przed sobą Andrzeja, rzekł uroczyście:
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/237
Ta strona została skorygowana.