ną, i aby jej siłą miłości dać szczęście takie na jakie zasługuje, a jednak to jedyna nadzieja mojego życia i jeżeli się nie spełni, umrę...
Blada twarz podmajstrzego rozjaśniła się.
— Ah! — szeptał — niech będą dzięki Bogu, który mi pozwolił usłyszeć podobne słowa! Gdybyś pan wiedział jaką mi tem rozkosz sprawiasz!...
Ale, prawie w tejże chwili, wzrok jego zasmucił się na nowo.
— Panie Andrzeju — kończył z miną zakłopotaną wybacz mi jeżeli wracam do tego samego... ale nakoniec trzeba abym się pana koniecznie spytał. Gdzieżeś był nareszcie tej nocy?...
Uśmiech zajaśniał na ustach młodego człowieka.
— Rozumiem twoje pytanie, mój poczciwy Piotrze, i teraz jestem zupełnie usposobiony do odpowiedzenia ci... Byłem od wczoraj wieczór, od godziny dziesiątej, w oddzielnym gabinecie w restauracyi braci Provençaux, w Palais-Royal...
Podmajstrzy zmarszczył brwi.
— Nigdy nie bywałem w tych miejscach, jak się to pan tego zapewne domyślasz — szeptał — ale to wiem, że się tam nic dobrego nie dzieje... Jest nawet śpiewka na oddzielne gabinety, których nie chciałbym słyszeć w obec młodej osoby przyzwoitego prowadzenia... Z pewnością, nie byłeś pan tam sam?...
— Były ze mną cztery osoby...
— Czterech panów? — spytał podmajstrzy, którego niepokój zdawał się zdwajać.
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/248
Ta strona została skorygowana.