Mała dziewczynka około czterech lat, trochę wątła, ale niezwykle ładna, bawiła się około stołu lalką wartości dwudziestu pięciu sous.
Gdy cieśla wszedł, wdowa podniosła głowę.
— A, to wy Piotrze Landry — rzekła zdejmując okulary i kładąc pióro w kałamarz. — Co to za akuratność... Ale jak to, przecież to dziś nie niedziela? jakim wypadkiem?... czy na wesele idziecie?...
Mała dziewczynka nie pozostawiwszy nowo przybyłemu czasu na odpowiedź, przybiegła do niego jak mogła najprędzej, rzuciła mu się na szyję, wołając głosem drżącym z radości:
— Ojczulek!... ojczulek!.. co za szczęście!...
Piotr Landry mocno wzruszony z oczami pełnemi słodkich, ale zarazem i smutnych łez, przytulił dziecię do piersi a całując je długo, szeptał w tych pocałunkach:
— Tak moje dziecię, tak moja Dyziu kochana, to twój ojciec, który cię więcej kocha niż własne życie... — sto razy więcej!... sto razy więcej!...
Po kilku chwilach tych gorących uścisków, cieśla postawił małą na ziemi i rzekł do wdowy:
— Pytasz mi się pani czy idę na wesele... w istocie nie bardzoś się pani pomyliła... Dziś rano ukończyliśmy robotę ciesielską nowego domu, a przedsiębiorca z tej okazyi wydaje nam obiad na Bercy.
— Aha! rozumiem... Do dlatego wdziałeś pan odświętny tużurek i tę rurę włożywszy na głowę przyszedłeś odwiedzić Dyzię...
— Najzupełniejsza prawda moja dobra pani Giraud!
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/25
Ta strona została skorygowana.