żdego, kto się tylko zbliżył do wejścia, i zamienić z nim kilka słów przed otworzeniem mu drzwi.
Dosyć często, w nocy, w godzinach przewidzianych naprzód, tajemnicze figury przeskakiwały palisady w złym stanie pozostawiono w około owych niezabudowanych gruntów, zbliżały się do drzwi kiosku, pukały trzy razy do tych drzwi w sposób jakiś niezwykły, i wymawiały jakieś słowa niby hasło... Po chwili słyszano zgrzyt klucza w zamku, odsunięcie rygla, i Maugiron przyjmował odwiedzających, którzy nie przepędzali z nim nigdy dłużej nad kilka minut.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Po opuszczeniu pana do Villers, wychodząc od braci Provençaux, elegancki młodzian wsiadł do powozu i kazał się zawieść wprost na ulicę Amsterdamską. Tylko przeszedł dom i nie dając sobie tyle czasu aby zmienić ubranie, udał się wprost do kiosku.
Ten pawilon składał się tylko z jednego pokoiku, miniaturowych rozmiarów. Za całe umeblowanie tego pokoiku, były dwie nizkie kozetki. Obicie z drelichu, wypikowane, albo raczej jak materac podesłane, okrywało ściany i nie pozwalało słyszeć z zewnątrz ani jednego słowa jakie wewnątrz wymawiano...
Maugiron zapalił świecę, bo wewnątrz kiosku było zupełnie ciemno, i spojrzał na zegarek... Wskazywał on szóstą bez dwóch minut. Poczekał aż dwie minuty upłynęły, potem podniósł ciężką portjerę nad otworem w ścianie sąsiedniej. Trzy uderzenia we drzwi, niby sygnały wolnomularskie, dały się słyszeć.