Maugiron zbliżył usta do otworu i zapytał.
— Czy już dzień?...
Jakiś głos mu odpowiedział:
— Zawsze, dla kotów, które widzą jasno i w nocy...
To było hasło. Maugiron otworzył drzwi, i osobistość, już nam znana, gdyż już dwa razy w naszem opowiadaniu, mieliśmy sposobność ją widzieć, weszła do kiosku.
Tę osobę spotkaliśmy, pod nazwą Wiewióra, w sali szynku nad portem, w towarzystwie Goberta przebranego za robotnika, a dawniej jeszcze zrobiliśmy z nim znajomość w restauracyi „pod Kasztanami”, na Bercy, gdzie ją policya zaaresztowała, za kradzież nakryć srebrnych. Wtedy pan ten nazywał się Ravenouillet. i nasi czytelnicy powinni sobie przypomnieć, jaki fatalny wywarł on wpływ, wówczas na losy Piotra Landry.
Ravenouillet, w chwili gdy go wprowadził do kiosku Maugiron, nie miał nic w swoim kostiumie kompromitującego; był podobny do jednego z tych robotników, złego prowadzenia się, którzy częściej bywają w szynku za rogatkami, niż przy robocie w fabryce.
— To ty, Wiewiórze!? — rzekł właściciel lokalu zamknąwszy drzwi.
— To ja sam, prześwietny panie Groźny!... Zawsze punktualny, choćby kark skręcić przyszło, jak widzisz! — odpowiedział nowo przybyły. Słońce mogłoby regulować się podług mnie!...
— Czy interes się udał?...
— Wybornie!... Dalej nie idzie!...
— Bez trudności?...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/256
Ta strona została skorygowana.