Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/285

Ta strona została skorygowana.

— Zdaje mi się, że znam moje obowiązki, panno Verdier, i dla własnego honoru i własnej sławy, staram się zawsze spełniać je z gorliwością i godnością!...
Od chwili odkrycia kradzieży, Maugiron — jak nasi czytelnicy sami zauważyć mogli, zachowywał się jaknajobojętnięj i prawie zupełnie nie mięszał się do rozmowy.
— Nikt w świecie, pani — rzekł w tej chwili — nie bierze żywiej niż ja, nie współczuje w opłakanem nieszczęściu, które spotkało dom ten, a którego pani jesteś ofiarą... ale ostatecznie, ponieważ mogę mówić o tem z zimną krwią, łatwiej niż wszyscy ci co mnie otaczają, proszę pani o pozwolenie udzielenia jej rady...
— Pewno rada będzie dobra! — wykrzyknęła pani Blanchet — będzie wyborna!... doskonała!... słuchamy pana, panie Maugiron!... słuchamy pana z otwartemi usty!...
— Mów pan, proszę pana — odrzekła Lucyna — jestem gotową jaknajchętniej skorzystać z tego co nam pan doradzi...
— A więc, pani — odpowiedział młody człowiek — trzeba koniecznie i to jaknajprędzej dać znać komisarzowi policyi o kradzieży tej nocy dokonanej, tak aby policya rozpoczęła poszukiwania mogące doprowadzić do dobrego rezultatu...
— Pan ma racyę, panie!... zupełną racyę!...
— Byłoby prócz tego bardzo na miejscu, zdaje mi się, obejść bez zwłoki zakład, zbadać wszystko, i wynaleść najmniejsze wskazówki, zdolne naprowadzić sprawiedliwość na ślad złoczyńców...
— Tak... tak — zawołała Lucyna — trzeba!... Jakto może być, żeśmy o tem nie pomyśleli!... Panie de Vil-