we pożałowania. Opuścił głowę na piersi, a łzy płynęły mu z oczów...
Maugiron patrzył na niego z pod oka, ironicznie, a wzrok jego mówił jasno:
— Biedny chłopiec!... natura słaba!... ciało bez duszy!...
Podmajstrzy zbliżył się w tej chwili do młodego kasyera, trącił go lekko i bojaźliwie w ramię, aby zwrócić jego uwagę, i odprowadzając go kilka kroków, rozmawiał z nim po cichu, przez dwie lub trzy minuty, z wielkiem ożywieniem.
Andrzej słuchał go z uwagą, i podczas gdy stary robotnik przedstawiał mu coś i tłomaczył, lekki rumieniec zabarwił jego bladą twarz.
— Macie racyę Piotrze — szeptał, skoro podmajstrzy powiedział wszystko co miał do powiedzenia — dziękuję ci za dobrą radę, jeżeli jest dla mnie ratunek, to tylko ten jeden....
Potem zbliżył się do Maugirona.
— Widzę z wielką radością, że pan jesteś spokojniejszy — wyrzekł ten ostatni. — Zaczynasz pan pewnie rozumieć, mój drogi przyjacielu, że nie ma na świecie tak złego położenia, z któregoby siłą woli nie dało się wydobyć...
— Drogi panie Maugiron — rozpoczął de Villers głosem niepewnym, i z widocznem wzruszeniem — nazwałeś mnie swoim przyjacielem?...
— Tak, zaiste!... i mam nadzieję długo jeszcze tak pana nazywać!...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/291
Ta strona została skorygowana.