talność sama to sprawiła, ona mnie dręczy, ona mnie przygnębia, zabije mnie!...
Podmajstrzy zmarszczył brwi i szepnął, ciągle mówiąc do siebie:
— Fatalność!.. Ach! do pioruna, gdybym śmiał... Wiem ja dobrze jakiem imieniem nazwać tę fatalność... przynajmniej co do tej ostatniej sprawy!...
Chwila milczenia nastąpiła po ostatnich słowach pana de Villers. Na raz odwrócił się on do Maugirona, i odezwał się gorączkowo:
— Czy pan masz we mnie zaufanie?...
— Tak, drogi przyjacielu, mam w tobie zaufanie!...
poznałem cię jako honorowego i najuczciwszego na świecie człowieka!...
— A zatem, dowiedz mi pan tego...
— W jaki sposób?...
— Pożycz mi potrzebną sumę na zaspokojenie skradzionych panu Verdier pieniędzy!... pożycz mi siedemdziesiąt tysięcy franków!... Ta cyfra jest wielka, jest przestraszająca wiem to dobrze... ale jestem młody... pełen odwagi... chęci do pracy i zapału — oddam ci panie, przysięgam na życie mojej matki, oddam... Nie stracisz nic a zarobisz wielki i wspaniałomyślny czyn!...
Uśmiech źle ukryty pokazał się na ustach Maugirona.
— Mój drogi przyjacielu — odpowiedział — nie myślisz chyba, żeby to w rzeczywistości możliwem było!... gdyby to szło o jakie dwa lub trzy tysiące franków, to co innego... ale siedemdziesiąt tysięcy franków!... Jakże u diabła możesz przypuszczać że rozporządzam taką sumą!..
— Jesteś pan bogaty...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/295
Ta strona została skorygowana.