Jednej tylko rzeczy brakowało na stole to jest karafek z wodą, ale nam sie zdaje i pewno się nie mylemy, ze brak ten był raczej umyślny niż przypadkowy.
Podczas gdy cieśle głośno chwalili tak obfitą zastawę stołu, wszedł Piotr Landry, a jego wejście przyjętem zostało głośnemi okrzykami przez kolegów.
Budowniczy zbliżył się do niego i odprowadzając na bok rzekł:
— No i cóż poczciwy Piotrze! jak się macie?... Miałem wasze słowo... liczyłem na was, a chociaż przybywacie ostatni, jednak nie spóźniliście się... Jakże tam? czujecie się lepiej jak przed tem? Co?... czy mniej jesteście smutni?...
Piotr Landry potrząsnął głową.
— Dziękuję panu, żeś tak dobry i zajmujesz się takim biedakiem jak ja, panie Raymond, jestem panu bardzo za to wdzięczny. Ale smutek mój wcale się nie zmniejszył, i owszem zwiększył się nawet, gdyż w przeciągu tych dwóch godzin przybył mi nowy powód do zmartwienia; ale bądź pan spokojny, będę pamiętał o sobie i koledzy nic nie spostrzegą.
— Mój Piotrze powiem wam prawdę szczerą, wzbudziliście we mnie prawdziwą sympatyę — rzekł budowniczy — odwaga i skromnośc jakich daliście dowody dziś rano, zyskały wam całą moją życzliwość.... Gdybym mógł być wam kiedy w czem pomocnym liczcie na mnie napewno.
Potem nie zostawiając cieśli czasu na podziękowania, odwrócił się do kolegów jego i dodał:
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/32
Ta strona została skorygowana.