Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/322

Ta strona została skorygowana.

sięgam, jak się nazywam Piotr Landry, tak prawdę mówię, że zemszczę się na tym człowieku!...
I podmajstrzy przechodząc między grupami robotników, którzy się usuwali aby go przepuścić, oddalił się spiesznie.
— Słyszeliście więc! — krzyknął Maugiron — biorę was za świadków, wszystkich, że mi groził zemstą!... Bezpieczeństwo moje wymaga tego... muszę iść do komisarza policyjnego, niech przyjmie moje zeznanie!... Dla Piotra Landry nie będzie to nowiną... może gdzie czatować na mnie na rogu ulicy i pchnąć mnie nożem!...
Nikt nie odpowiedział. Robotnicy się rozeszli rozmawiając z ożywieniem, a Andrzej rzekł zimno do Maugiriona:
— Nie wiem, czy się nie mylę panie, ale zdaje mi się, że pan popełnił zły czyn...
Maugiron wzruszył ramionami.
— Ach!... panu się tak zdaje, panie kasyerze?... zapytał.
— Tak panie...
— Każdy może mieć swoje zdanie, i nic dziwnego, że moje zdanie nie zgadza się z pańskiem... Więc podług pana powinienem się dać zamordować!?...
— Ależ panie, w to niebezpieczeństwo o którem mówisz, sam pewno nie wierzysz!...
— Przeciwnie... ja w nie wierzę. Piotr Landry byłby się rzucił na mnie, gdybym go w sam czas nie powstrzymał, zdzierając maskę...
— Są tu inne maski, panie, z pod których okazałyby się twarze niebezpieczniejsze niż twarz tego nieszczęśli-