— On się więc przyznał?...
— Tak... dodał nawet że pan Verdier, ojciec pani, zna jego przeszłość...
— Widzi więc pan — zawołała Lucyna gorąco — mój ojciec, znał jego mniemany występek, nie wypędził go z zakładu i pozwalał mu zbliżać się do mnie bezustannie, okazywać mi swoje przywiązanie... A zatem nie gardził nim...
— To jest oczywiste i niezaprzeczone — odpowiedział pan de Villers.
Młoda dziewczyna wyrzekła.
— Dziś więc jeszcze... za chwilę... zobaczę się z Piotrem...
Pomówię z nim... spytam go się o całą prawdę, i jestem z góry pewna, że jeżeli spełnił kiedyś czyn, który się wydaje złym: fatalne okoliczności o których nie wiemy i nie możemy wiedzieć są więcej czynu tego sprawcami niż on sam.
— Ja także myślę tak samo jak pani, ale na nieszczęście, czy Piotr jest zbrodniarzem czy niewinnym, następstwa jego skazania będą też same...
— O jakich następstwach pan mówi?...
— Będzie musiał opuścić zakład...
— Pod żadnym pozorem... Przecież mój ojciec zatrzyma go, ja ręczę...
— Pan Verdier nie będzie panem w działaniu... będzie miał ręce związane.
— Jakto?... co pan chce przez to powiedzieć?...
— Ja mówię, że jeżeli pan Verdier oprze się zatrzymać swojego podmajstrzego, robotnicy usuną się jednomyślnie...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/329
Ta strona została skorygowana.