— A teraz do stołu moi przyjaciele! niech każdy siada gdzie się zdarzy, ja rezerwuję tylko dwa miejsca honorowe; sam z obowiązku muszę zająć jedno z nich, ponieważ zastępuję pana Durand, przez ktorego jesteście zaproszeni, drugie należałoby się z prawa Janowi Remy, przezwanemu Gribouille, który dziś rano uwieńczył nasze dzieło, ale myślę, iż Jan Remy odstąpi chętnie tego miejsca swemu szlachetnemu wybawcy, Piotrowi Landry...?
— Nie tylko, że mu odstąpuję mego miejsca — odpowiedział Gribouille z serdecznością — ale gdyby nawet zażądał mojego życia oddałbym mu je z całego serca!
— Brawo Gribouille! — wykrzyknęli koledzy jednogłośnie. — Brawo!... to dobrze powiedziane!... Gribouille dzielny z ciebie chłopak!...
Piotr Landry probował wymówić się od tego zaszczytu, wesoło a życzliwie nakazali mu milczeć; zaczepili w dziurce od tużurka kokardę z takiejże samej wstążki jak ta która była przy bukiecie i poprowadzili go tryumfalnie do krzesła naprzeciw tego jakie miał zająć pan Raymond. W ten sposób znalazł się w pełnem świetle, wprost drzwi prowadzących do głównego salonu. Opisujemy umyślnie te szczegóły, gdyż będą one miały swoje znaczenie.
Wszyscy zasiedli.
— Do broni wiara! — krzyknął pan Raymond, który wesoły z natury, pozwalał sobie często trywialnych choć niewinnych żartów, zresztą stosownych do towarzystwa, w jakiem się znajdował.
Trzech służących z restauracyi w tejże chwili dało dowody swojej zręczności i żarliwości, poumieszczali oni przed każdym z uczestników po talerzu gorącego rosołu.
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/33
Ta strona została skorygowana.