Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/330

Ta strona została skorygowana.

— Mój Boże!... cóż im zrobił biedny Piotr, aby był tak przez nich potępiony!...
— On im nic nie zrobił, pani, i ci zacni ludzie, dziś rano jeszcze, mieli dla niego wiele miłości i szacunku...
— A obecnie?...
— Obecnie odmawiają bez żadnej wątpliwości pracowania razem ze skazanym, z więźniem, z wypuszczonym z rąk sprawiedliwości, z recydywistą, jak oni mówią...
— Ale jeżeli ten skazany, zasługuje sto razy więcej na litość niż na potępienie?...
— Nie wiem coby się wtedy stało gdyby wiedzieli, ale oni nie wiedzą i nic nie powinni wiedzieć, panno Lucyno...
— Dobrze więc! — krzyknęła młoda dziewczyna z uczuciem — ja ich objaśnię!... ja im przedstawię winę Piotra, jak sama będę wiedziała, z jego własnych ust najmniejsze szczegóły, które się tego dotyczą!... Zobaczemy czy mnie nie usłuchają, czy mi nie uwierzą i czy, skoro ja ich błagać będę pozostaną głuchymi na moje prośby!... Ach! więc to ten człowiek, ten pan Mougiron!... Teraz kiedy wiem ile rzobił złego jednem słowem, zdaje mi się, że go nienawidzę z całej mojej duszy!..
Lucyna podniosła chustkę do swoich łzami zwilżonych oczów i dodała:
— Wracam do siebie... Czy pan nie będzie tyle łaskaw, panie Andrzeju, iść poszukać tego biednego Piotra, który się pewnie czuje najnieszczęśliwszym z ludzi, i przyprowadzić mi go... ja chcę go wyspowiadać natychmiast... trzeba jak tylko można najprędziej wywieść go z położenia tak boleśnego jak to w jakiem się znajduje.