Ręce, wystawione bezprzestannie na działanie powietrza i słońca, stały się czerwono-brunatne jakby ręce hodowcy wina w południowej Burgundyi.
Kostium Achilesa Verdier składał się z szerokich spodni, z grubego popielatego płótna, zwanego drylichem, z którego robią spodnie do roboty, dla żołnierzy jazdy, ze starej marynarki z ordynaryjnego zielonego aksamitu wytartego i bielejącego na wszystkich szwach i zgięciach, na łokciach i przy ręku, przez używanie w ciągu długich lat i nakoniec z czapki sukiennej, okrytej warstwą kurzu i tłuszczu, tak grubą i tak silnie w sukno wbitą, że żadna w święcie szczotka nie byłaby w stanie wydobyć jej z tamtąd choćby tylko na tyle aby poznać było można jakiego pierwotnie koloru było to nakrycie głowy. Daszek skórzany u czapki niegdyś lakierowany, był wytarty i wykrzywiony strasznie. Trzewiki ciężkie o grubych podeszwach przymocowanych dużemi gwoździami, dawały miljonowemu Achilesowi Verdier pozór zewnętrzny biedaka o swą osobę bardzo mało się troszczącego...
Zapewne, w żadnej epoce fizyognomia Achilesa Verdier nie wyrażała uczuć szlachetnych i wspaniałomyślnych, otaczających jakąś aureolą twarze na których świecą, ale w każdym razie wzrok rozkazujący i oblicze charakterystyczne śmiało zarysowane, cechowały człowieka, który