Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

— A w mojej nieobecności, czy wszystko dobrze poszło?...
— Dobrze mój ojcze...
— Wszyscy spełniali swoje obowiązki?...
— Tak mi się zdaje...
— Interesa szły pomyślnie...
— Spodziewam się, że nie będziesz niezadowolony z rezultatów...
— Żadnej ważnej skargi przeciw któremu z robotników lub urzędników?!...
— Żadnej...
— Pan Andrzej de Villers, zawsze punktualny i gorliwy?...
— Jego gorliwość się nie zmieniła...
Głos Lucyny drżał gdy dawała tę odpowiedź, ale pan Verdier nie zwrócił najmniejszej uwagi na te symptomata, które jednakże mogły go były zaniepokoić.
— To dziś dzień wypłaty...
— Tak, mój ojcze...
— Cyfra?...
— Sześćdziesiąt trzy tysiące...
— Załatwiono z naszych, własnych źródeł, chcę powiedzieć pieniędzmi, jakie się znajdowały w kassie?
— Tak, mój ojcze...
— No to dobrze...
— A teraz mój ojcze — zaczęła żywo młoda dziewczyna, spiesząc porzucić niebezpieczny przedmiot rozmowy, który ją trzymał jakby na rozpalonych węglach — mówmy o tobie, błagam cię...