— O mnie? — powtórzył pan Verdier z pewnem zdziwieniem — cóż u licha moglibyśmy mówić o mnie?...
— Czyś odbył szczęśliwie podróż?...
— Wybornie.. pod każdym względem...
— Zdrowie twoje nie przestało ani na chwilę być dobrem?...
— To już niepotrzebne pytanie!... Czyż ja kiedy choruję?...
— Jesteś zadowolony z dokonanych zakupów?...
Nieokreślony uśmiech ukazał się na ustach miljonera i blade jego oczy zabłysły.
— A! — zawołał — to wszystko udało mi się nadspodziewanie!... Tytan, jest tak dalece przeładowany, iż w tej chwili bierze więcej wody niżby należało, i zanurza się o czterdzieści centimetrów głębiej niż powinien... jeszcze trochę a zatonąłby jak sztaba ołowiu!... Zrobiłem złoty interes... zarobię więcej niż dwadzieścia tysięcy franków na tym ładunku...
— Mój Boże — pomyślała Lucyna w duchu — gdybyż to ten wielki zysk usposobił go do przyjęcia mężnie wiadomości o stracie, o jakiej się jutro dowie...
— Ale — kończył pan Verdier — co się to znaczy, że Andrzej de Villers nie przyszedł mnie powitać...
— Bo może nie wie o twojem przybyciu, mój ojcze!.. Czy chcesz, abym go kazała uprzedzić?...
— Nie potrzeba, zajdę sam za chwilę do jego biura, i rzucę pobieżnie okiem na jego książki... Ten młody człowiek jest wcale dobry jako urzędnik... ma wyborny sposób prowadzenia roboty i nie dobrzeby było gdyby się popsuł... a toby mogło nastąpić gdyby go odrywano od ro-
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/336
Ta strona została skorygowana.