człowiek, którego tu widzę przed sobą!... Za chwilę będę z nim mówił... odpowie mi; głos się nie zmienia tak łatwo jak twarz... Muszę się dowiedzieć czego mam się trzymać!... A wreszcie znajdą się przecież środki zmuszenia człowieka do tego aby się zdradził!... Użyję jednego z najprostszych...
Mówiąc te słowa, Maugiron zbliżył się wolno do pana Verdier i Lucyny.
Pierwsza spostrzegła go młoda panienka i na widok jego zadrżała mimowolnie...
Maugiron stał się dla niej ohydnym, od chwili gdy oskarżył podmajstrzego przed robotnikami, ale w obecności ojca, musiała ukrywać swoje myśli i wrażenia.
— Któż to nadchodzi ku nam? — spytał pan Verdier, nieco zdziwiony arystokratyczną elegancyą tego rannego gościa.
Maugiron zdjął kapelusz i skłonił się ojcu i Lucynie.
— Pani — rzekł — stokroć panią przepraszam za zakłócenie pierwszego, po tak długiem niewidzeniu się, spotkania ojca z córką, ale pani zna cel moich odwiedzin i sądzę że ich ważność posłuży mi za usprawiedliwienie, albo przynajmniej uzyska okoliczności łagodzące, dla mojej niedyskrecji... Bądź więc pani tak dobra, proszę i przedstaw mnie swojemu ojcu...
— Mój ojcze — rzekła Lucyna, której zakłopotanie zniknęło już zupełnie — przedstawiam ci pana Maugiron, nowego klijenta naszego domu... Pan ten czekał na twój powrót z tak żywą niecierpliwością, że już był tu w zakładzie przed godziną... Chce on przeprowadzić z domem
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/338
Ta strona została skorygowana.