Przez kilka minut nie słyszano nic więcej jak tylko szczęk łyżek i sykanie tych którzy się parzyli z pośpiechu.
Po tym szybkim wstępie ukazał się podczaszy z butelkami madery. Wszyscy podali swoje kieliszki z wyłączeniem Piotra Landry.
— Nie piję — odpowiedział ten ostatni — a będę pana prosił abyś był tyle uprzejmy i kazał mi podać karafkę wody.
Słowa te zostały przyjęte ogólnem podziwieniem.
— Wody! — krzyknęli koledzy — On chce wody!
— Żabiej ratafii.
— Rosołu kaczego!
— Na co u diabła może mu być woda, potrzebna?!..
— To pewnie do umycia rąk, bo przecież w obec przyjaciół, nie sądzę, aby się dopuścił tej nieprzyzwoitości i chciał pić wodę!
Jakiś głos zanucił zwrotkę sławnej piosenki ludowej.
Wodopije źli ludzie są
Dowodem tego potop!”
Pomimo to, jeden z chłopców postawił przed Piotrem Landry żądaną karafkę, a ten nie zwracając żadnej uwagi na wykrzykniki krzyżujące się w około niego, wypił szklankę tego płynu bez zapachu i koloru.
Wszyscy jakby osłupieli na widok takiego zuchwalstwa.
— Wypróżnił szklankę! — wykrzyknął stary podmajstrzy, którego czerwony nos z centkami rubinowemi źle świadczył o jego wstrzemięźliwości.