ale będzie zależało od pana jedynie, bądź pan pewny, aby ta tajemnica pozostała na zawsze między nami...
Właściciel zakładu odzyskał już swoją zimną krew.
— Mojem rzemiosłem nie jest rozwiązywanie zagadek — odpowiedział głosem prawie stanowczym i tonem swobodnym; — zechcesz mi pan pewno dopomódz w rozwiązaniu zagadki, jaką mi stawiasz!
— Niczego więcej nie żądam...
— Żądasz pan wiąc, jakeś to sam powiedział, aby nikt nie mógł nas widzieć, i aby nikt nie mógł nas słyszeć?
— Żądam tego koniecznie... lecz żądam tego głównie ze względu na pana, nie zaś na mnie samego... Dla mnie to jest zupełnie obojętne...
— Będę pana czekał dziś wieczorem, o jedenastej... Czy ta godzina jest panu dogodna?...
— Bardzo dobra!... ale gdzie mnie pan czekać będziesz?...
Pan Verdier namyślał się przez dwie, czy trzy sekundy, potem wskazując ręką na port, spytał:
— Czy pan widzisz ten statek?...
— Widzę go wybornie — odpowiedział Maugiron — to jest „Tytan,” który pana przywiózł do Paryża, i który stoi tu naładowany pysznem drzewem budulcowem!... Świetne interesa pan robisz, kochany panie Verdier!... winszuję panu bardzo serdecznie!... Jesteś pan zręczny niezmiernie, i razem szczęśliwy człowiek!... Wszystko się panu udaje!... Słuszna to zresztą rzecz... dlaczegóżby się miało nie udawać!... i z mojej strony jestem tem wyjściem pańskiem zachwycony!... Mówiłeś więc pan?...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/344
Ta strona została skorygowana.