Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/353

Ta strona została skorygowana.

— Panie Verdier — zawołała potem — oszukują pana!... Na szczęście jestem tu ja, i powiem panu wszystko to co chcianoby przed panem ukryć, ale przysięgnij mi pan najprzód, że mnie słuchać będziesz spokojnie, i że nie dasz się opanować krewkości swojej natury i gwałtowności swojego charakteru.
Właściciel zakładu tupnął nogą z niecierpliwością.
— Przyrzekam pani wszystko!... — odpowiedział — ale mówże pani!... Czy nie widzisz, że jestem jakby na rozpalonych węglach?...
— Czy pan zna dobrze pana Andrzeja de Villers swojego kasyera?... — spytała pani Blanchet — czy pan jesteś zupełnie pewny tego młodego człowieka?
— Był mi bardzo dobrze rekomendowany przez mojego bankiera, pana Viktora Didier, i od chwili jak wszedł w mój dom, mogłem tylko chwalić go, za jego sprawowanie usługi.
— Otóż powiem panu, że ja, która się mam za fizyognomistkę, i której doświadczenie i znajomość świata dają prawo sądzić ludzi, miałam zawsze o tym urzędniku opinię najmniej przychylną....
— Dla czego?...
— Dla mnóstwa powodów, których wyszczególnienie zaprowadziło by nas bardzo daleko, a pan sam zobaczy dobrze, że się nie myliłam... najpierw pan de Villers, jakiś tam mały urzędniczek, bez grosza i chleba, szperacz wychudły jak szczór kościelny, pozwala sobie kochać się w pannie Lucynie, albo raczej w jej posagu, i marzy o zaślubieniu jej milionów...