— Gdzież więc był?...
— Zkądże ja wiedzieć mogę panie?!... Szukał rozrywki w Paryżu!...
— Czy to tylko pewne?...
— Sam się przyznał... wreszcie mógł się znajdować w swoim pokoju i nic nie słyszeć... Złodzieje byli pierwszorzędni!... nic nie rozbili, nic nie złamali... Znaleziono dziś rano wszystko w doskonałym porządku, tylko bilety bankowe się ulotniły...
— Nic nie rozbili?... — powtarzał pan Verdier.
— Nic zupełnie.
— A zatem, otworzyli zamki fałszywemi kluczami!?
— Tak się zdaje...
— Któż im je dostarczył?... Zkąd wzięli odciski?... Kasyer nie opuszcza biura przez cały dzień, ani na chwilę, niemożliwem jest zbliżyć się do kassy aby on tego nie spostrzegł!...
— Oto są pytania, na które ja nie jestem w stanie odpowiedzieć... panu de Villers trzeba je zadać!...
Achiles Verdier spuścił głowę, dumał przez chwilę i zdawał się namyślać, potem wyszeptał głosem stłumionym.
— Wszystko to jest dziwne!...
— Och! bardzo dziwne!... — powtórzyła pani porucznikowa. Niezrozumiałe nawet, przyznaję... Przyszła mi wprawdzie myśl... ale nie śmiem... Bo nareszcie, jeżeli się mylę... Gdybym moją zuchwałą może opinją miała wpłynąć na zdanie pańskie... to byłoby źle... bardzo źle... wyrzucałabym to sobie do ostatniego tchnienia...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/357
Ta strona została skorygowana.