Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/367

Ta strona została skorygowana.
XXIII.
Obwinienie.

Andrzej spuścił głowę na piersi i milczał.
— Gdzieś pan był? — powtarzał pan Verdier głosem silnym i groźnym.
— Miej pan litość — jąkał młody człowiek — nie potępiaj mnie!... Uchybiłem najświętszym obowiązkom, wiem o tem, ale wyrzuty na jakie zasługuję, i których możesz kazać mi wysłuchać, są niczem w obec tych, jakie mi czyni moje własne sumienie!...
— A zatem, nie byłeś pan wcale w swoim pokoju?
— Nie, panie...
— O jakiej godzinie wyszedłeś pan?
— O dziewiątej wieczorem...
— O której pan wróciłeś?
— Nadedniem...
— Gdzie przepędziłeś pan noc?
— W restauracyi „Braci Provençaux“...
— Pan Verdier uderzył silnie pięścią w biurko.
— Na jakiejś orgii! — wykrzyknął z gorzką ironią — na jakiejś uczcie szalonej, której koszta, pozwoliła panu opłacić wysoka pensya jaką odemnie pobierasz!...
Andrzej zarumienił się silnie.
— Nie, panie — odpowiedział żywo — wina moja jest sama przez się tak wielka niestety, że powiększać jej