kładzie i czuwać każdej nocy nad spoczynkiem i bezpieczeństwem Lucyny.
Resztę wiemy...
Teraz kiedyśmy uregulowali w ten sposób rachunki z przeszłością wróćmy do opowiadania i kończmy dla użytku czytelników naszych burzliwą rozmowę tych dwóch ludzi.
— To prawda panie — szeptał Piotr Landry, odpowiadając na ostatnie słowa swojego pryncypała — byłeś pan dobry dla mnie, i byłbym ostatnim z ludzi, byłbym bezczelny i niegodnie niewdzięczny, gdybym się żalił na postępowanie pańskie względem siebie, ponieważ winien ci jestem jedyne szczęście jakiego się mogłem na tej ziemi spodziewać!
— Czy nie dotrzymałem wszystkich moich obietnic co do Lucyny?.. — mówił dalej pan Verdier głosem cichym. — Wszakże dzieciństwo jej było otoczone wszelką troskliwością?...
— To prawda panie...
— Wszakże dałem jej świetne wykształcenie?...
— I to prawda panie...
— Teraz widzisz sam, że pracuję dzień i noc, aby powiększyć majątek, który ma do niej kiedyś należeć?...