Odgłos kroków jego na schodach, zdradził jego obecność. Nieznajomy zatrzymał się, i głosem bardzo cichym ale doskonale wyraźnym, wymówił te słowa:
— Hej tam! z „Tytana“!... hej!...
Pan Verdier zmarszczył brwi, zadrżał aż zęby mu zaszczekały, lecz szybko odzyskał nad sobą władzę i odpowiedział:
— Czekam na pana...
— A ja, drogi panie, jestem na jego usługi...
— Widzisz pan kładkę?...
— Doskonale... Czy pan jesteś sam?...
— Zupełnie sam...
— W takim razie spieszę się połączyć z panem...
— A ja wskażę panu drogę...
W chwilę po tej krótkiej rozmowie Maugiron i Achiles Verdier znaleźli się sam na sam w kajucie.
Młody człowiek był już teraz inaczej ubrany, i nie miał na sobie tego pięknego stroju, którego wyborny krój nadawał jego postaci całej piętno elegancyi prawie arystokratycznej. W tej chwili ubrany był bardzo czysto wprawdzie, ale nadzwyczaj skromnie, i wyglądał na skromnego urzędnika z pensyą ośmiuset franków.
Zatrzymał się przy świetle lampy i stał tak przez chwilę milcząc, z uśmiechem na twarzy.
Właściciel „Tytana”, wpatrywał się tymczasowo w niego, praca jego pamięci widoczną była na jego twarzy, lecz Maugiron poddawał się uprzejmie temu egzaminowi.
— Napróżno szukam... — mówił do siebie Achiles Verdier — pamięć nic mi nie przypomina... nie znam go... nie widziałem go nigdy w życiu... jestem tego pewny!...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/418
Ta strona została skorygowana.