Trochę uspokojony tem przekonaniem rozpoczął rozmowę głosem nieco pewniejszym:
— Dziś rano zażądałeś pan odemnie chwili rozmowy tajemnej... Jakkolwiek dziwnem mi się wydało to żądanie, a mianowicie sposób w jaki ono było objawione, nie chciałem odpowiedzieć panu odmownie...
— I jestem panu nieskończenie obowiązany!... — dorzucił Maugiron tonem ironicznym.
— Oto jestem na miejscu schadzki — kończył pan Verdier. — Jestem bardzo ciekawy dowiedzieć się tych rzeczy ważnych, które pan miałeś mi zakomunikować, i czekam wytłomaczenia zagadki, której rozwiązania napróżno szukałbym bez pana...
— Ponieważ przyszedłem tu umyślnie, aby panu wyjaśnić to co życzysz sobie wiedzieć — odpowiedział Maugiron — przeto nie narażę pańskiej cierpliwości na długie próby, drogi panie Jakóbie Lambert!...
Pan Verdier zadrżał konwulsyjnie.
— Już po raz drugi dziś — wykrzyknął — dajesz mi pan nazwisko, które do mnie nie należy... Nazywam się Achiles Verdier i nie nazywałem się nigdy Jakóbem Lambert...
Maugiron się uśmiechnął...
— Czy pan jesteś tego pewny? — spytał tonem najnaturalniejszym.
— Jakto! czy jestem pewny?...
— Pan wiesz dobrze, że człowiek jest omylny... i wreszcie, przy najlepszej chęci w świecie, trafia się czasem, że zapomina!... A może pan przypadkiem, masz właśnie krótką pamięć, drogi panie Jakôbie Lambert!...
Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/419
Ta strona została skorygowana.