Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/425

Ta strona została skorygowana.

ale bądź pan spokojny, to jeszcze nie koniec! Otóż „Atalanta” płynęła sobie spokojnie, i od samego wyjazdu z Saint Domingo wiatry i morze były żegludze przyjazne... Wtem nagle zerwała się burza, biegnąc od strony wysp Azorskich... Oszczędzę panu opisu szczegółowo tej burzy... „Atalanta” wpadła na skałę... Przez wybitą dziurę woda wdzierać się zaczęła, wszelka nadzieja ratunku upadła, i majtkowie załogi w przerażeniu swem, tylko rady szukając... wtłoczyli się wszyscy do wielkiej szalupy i odcięli liny... Czy tak było panie kapitanie?...
Słuchacz Maugirona nic nie odpowiedział.
Młody człowiek mówił dalej:
— Na pokładzie okrętu, pozostał tylko; kapitan Jakób Lambert, wspomniany już Achiles Verdier, córka tegoż i chłopiec okrętowy „Strączek” jak go nazywano, ulicznik paryzki, któremu kapitan obiecywał codziennie, że skończy na galerach, a który przypatrywał się burzy po amatorsku, jak z paradyzu w teatrze na melodramacie na bulwarach, przyklaskując hukowi fal, krzycząc „brawo“ piorunom....
— Strączek!... — powtórzył właściciel „Tytana” patrząc się ciekawie na swego mówcę.
— No no! jakoś dobrze idzie!... widzę żeś pan nie zapomniał złośliwego przezwiska jakieś dawał tej małej małpie!... — rzekł Maugiron uśmiechając się. — Ale opowiadam dalej... — Po pięciu minutach, co najwyżej fale morskie rozerwały szalupę i majtkowie jeden po drugim zginęli...
Cztery więc na cyplu skały uczepione osoby, chwyciły wtedy małą łódź i rozpoczęły walkę z strasznym ży-